We środę jechałem do Lublina na zapalenie świec chanukowych. Sześćdziesiąt kilometrów przed Jesziwą zapaliła się kontrolka paliwa. Było zimno i nie podobał mi się pomysł spaceru po autostradzie, zacząłem więc usilnie rozglądać się za stacją benzynową. Żadnej jednak nie było. Mijałem zjazd za zjazdem i nigdzie nie było miejsca do zatankowania.
Wraz ze zmniejszającym się dystansem, zmniejszały się moje obawy. Z pewnością miałem paliwa na trzydzieści, ba! może nawet czterdzieści kilometrów. Nie będzie problemu, żeby znaleźć stację w odpowiednim momencie; do Jesziwy było około pięćdziesiąt kilometrów. Potem spojrzałem na zegarek. Byłem już spóźniony, też mi niespodzianka, nie mogłem spóźnić się jeszcze bardziej. Pomyślałem sobie: mam mało czasu i benzyny. Potrzebuję pomocy choć z jednym z tych dwóch. W czasie Chanuki wiemy, że zawsze będziemy mieli wystarczająco dużo materiału. Wiedza, że nie masz wystarczająco, ale cokolwiek masz wystarczy to esencja chanukowego cudu. Jechałem więc dalej i zdążyłem na wspaniałe zapalanie świec.
Szabat Szalom!
Chodesz Tow!
Channukah Sameach!
Z miłością,
Yehoshua Ellis