Prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś o miasteczku Kańczuga w południowo-wschodniej Polsce. To maleńki punkt na mapie, jeszcze jedna z niezliczonych tysięcy wiosek w Europie Wschodniej, gdzie przez wieki Żydzi żyli, pracowali i marzyli o odkupieniu.
Ciężko harowali, by zarobić na życie w warunkach ubóstwa, które dla naszego pokolenia wydają się niewyobrażalne, znosili antysemityzm i nienawiść wykraczające poza nasze rozumienie, a jednak udało im się zachować tętniące życiem żydowskie życie. Wśród nich byli członkowie mojej rodziny.
Ale 80 lat temu w tym miesiącu wszystko to zostało okrutnie zniszczone.
Po tym jak naziści i polska policja zebrała setki Żydów z Kańczugi, zapędzili ich do głównej synagogi. Stamtąd Żydzi zostali wyprowadzeni na obrzeża miasta, gdzie znajdował się cmentarz żydowski Siedleczka.
Niemcy z radością ustawili ich w szeregu i rozstrzelali, po czym bezceremonialnie wrzucili ich ciała do masowego grobu. Miejscowi Polacy świętowali, organizując piknik i dopingując morderców, gdy ci otworzyli ogień.
Wśród ogromnej rzezi, jakiej Niemcy i ich wspólnicy dokonali na kontynencie europejskim, czy to w obozach zagłady, takich jak Auschwitz-Birkenau, czy w miejscach takich jak Babi Jar, zbyt łatwo jest zapomnieć o niezliczonych sztetlach, które zostały wymazane z mapy i już ich nie ma.
Łatwo, ale nie do przyjęcia. W istocie, jak wszyscy wiemy, liczba osób ocalałych z Holokaustu zmniejsza się każdego roku. W kwietniu, w przeddzień Dnia Pamięci o Holokauście, rząd opublikował dane wskazujące, że w Izraelu żyje 161 400 osób ocalałych z Holokaustu, a ich średnia wieku wynosi 85 lat. Tylko w zeszłym roku w państwie żydowskim zmarło około 15 553 ocalałych, czyli ponad 42 każdego dnia.
Wraz z nimi odeszły cenne kawałki historii, opowieści i wspomnienia o trudach i wierze, które należą do nas wszystkich.
Jeśli Ty lub Twoja rodzina zostaliście dotknięci Holokaustem, poszukajcie swoich krewnych i zbierzcie ich opowieści, nie tylko o tym, jak Żydzi zginęli, ale także o tym, jak żyli. Nie możemy pozwolić, by wieki tętniącego życiem żydowskiego życia w sztetlach zostały wymazane z naszej zbiorowej pamięci.
Właśnie z tego powodu mój przyjaciel Jonathan Feldstein i ja zorganizowaliśmy 5 września internetowy memoriał dla Żydów z Kańczugi, aby wspomnieć ofiary i oddać hołd tym, którzy przeżyli. Dziesiątki osób z trzech kontynentów, których rodziny są związane z Kańczugą, już się zgłosiły.
Mamy nadzieję, że w jakiś sposób zainspiruje to ludzi do podjęcia dalszych działań na rzecz zachowania przeszłości naszego narodu.
Przed Holokaustem w Kańczudze mieszkało 3000 osób, z czego co najmniej 40% stanowili Żydzi. Do dziś na pieczęci urzędowej Kańczugi widnieje gwiazda Dawida, która w milczeniu przypomina o roli, jaką Żydzi odgrywali przez wieki w życiu tej miejscowości.
Prawie 15 lat temu odwiedziłem Kańczugę, aby wziąć udział w ceremonii zakończenia renowacji miejscowego cmentarza żydowskiego. Potem wędrowałem po jego terenie, spoglądając w ponurej ciszy na pozostałe nagrobki, czytając nazwiska tych, którzy zginęli przed nadejściem nazistowskiego piekła.
I wtedy, w chwili, której nigdy nie zapomnę, natknąłem się na nagrobek ze znajomym nazwiskiem: Freund.
Oszołomiony, mimo wczesnej pory zadzwoniłem do ojca do Stanów Zjednoczonych i powiedziałem mu: “Nie uwierzysz, ale stoję tu na terenie cmentarza w pobliżu Kańczugi i znalazłem nagrobek z nazwiskiem Gittel Freund”. Wygląda na to, że była to moja prababka, jedna z wielu członków rodziny, którzy pozostali w Polsce.
Gdybym nie zaangażował się w poznawanie Kańczugi, być może nigdy nie poznałabym jej imienia ani miejsca pochówku.
Podobnie kilka lat temu odwiedziłem niezwykłego człowieka o imieniu Jehuda Ehrlich, który ma 90 lat i jest ostatnim znanym żyjącym w Izraelu Żydem z Kańczugi. Po wymianie serdecznych pozdrowień, opowiedziałem mu o moich rodzinnych związkach z Kańczugą i zapytałem, czy zna kogoś o nazwisku Freund, kto mieszkał w miasteczku przed Holokaustem.
“Nie znamy ich imion ani tego, co się z nimi stało, i miałem nadzieję, że może pan coś o nich pamięta” – powiedziałem, nie mogąc się doczekać, by poznać nową informację i odzyskać z zapomnienia strzępy przeszłości.
Niewiarygodnie, Ehrlich powiedział, że pamięta rodzinę Freundów. “Miałem zaledwie 14 lat, kiedy wybuchła wojna w 1939 roku, więc pamiętam tylko ojca. Miał na imię Aharon, choć znany był pod jidyszowym pseudonimem Atche, i był po pięćdziesiątce” – opowiadał.
Aharon Freund, opowiadał Ehrlich, był jednym z liderów społeczności żydowskiej i około Purim w 1942 r. szef gestapo w pobliskim Jarosławiu wezwał go i innych liderów do stawienia się przed nim.
Nazista zażądał, aby Żydzi z Kańczugi wyprodukowali w określonym terminie nadmierną ilość towarów, w tym niemożliwie dużą ilość garniturów męskich, w przeciwnym razie groziły im poważne konsekwencje.
“Wszyscy inni przywódcy żydowscy milczeli” – powiedział mi Ehrlich. “Oczywiście słusznie bali się cokolwiek powiedzieć”.
Ale nie Aharon Freund.
“On jako jedyny miał odwagę odezwać się, powiedzieć szefowi Gestapo, że żądanie jest nierozsądne i nie spełnią go” – powiedział Ehrlich.
“Co się wtedy stało?” zapytałem, choć podejrzewałem, że znam już odpowiedź.
“Słyszałem, że oficer gestapo był wzburzony. Podniósł się z krzesła, wziął Atche i pomaszerował nim na dół do piwnicy, gdzie zastrzelił go na miejscu” – powiedział mi Ehrlich, dodając: “Nie wiem, co stało się z resztą jego rodziny, rodziny Freundów”.
Choć słuchanie tej historii było bolesne, to jednak byłem wdzięczny Bogu, że jakaś część przeszłości moich przodków została wydobyta z zapomnienia. I byłem dumny, że drogi Aharon Freund tak odważnie stanął w obronie swoich współziomków Żydów, zanim został zamordowany al kidusz Haszem, w uświęceniu imienia Bożego.
Nie możemy przywrócić do życia sztetli i ich milionów Żydów, ale możemy ocalić coś z ich historii, co jesteśmy winni nie tylko im, ale także naszym dzieciom i wnukom.
Bo taka jest siła przeszłości: informować o teraźniejszości i inspirować przyszłość. Dlatego działajmy teraz, aby zebrać te wspomnienia, zanim będzie za późno.